Festiwal z medytacją w tle
Wpadamy na festiwal jogi, otwieramy okno w samochodzie, a tam na wjeździe następuje wesołe rozpoznanie – Siostry Budzowskie! – słyszymy od Pań na bramce. Takiego „teamu” duchowego jeszcze kilka lat temu nie mogłabym sobie wyobrazić. Na szczęście świat i nasze postrzeganie od tego czasu znacznie się rozszerzyły i tak dziś – ja i Madzia (moja starsza siostra) – zajmujemy się na co dzień poszerzaniem świadomości.
Naszą festiwalową przygodę zaczynamy przed 19, a o 19:30 mam prowadzić warsztaty w mniejszym namiocie, więc czasu nie ma zbyt wiele. Przez chwilę z siostrą i naszymi przyjaciółkami (Niną i Asią) kręcimy się po boho klimatach, drewnianych tarasach i sekretnych przejściach, których w Wyspowej Dolinie nie brakuje. (Wyspowa Dolina)
Na wejściu wita nas wielka wierzba, która wyrasta przy głównych schodach i tworzy jakby przejście do innego wymiaru świata. Płyniemy lekko przez kolorowe malowidła i chorągiewki stworzone z kawałków pociętych materiałów.
Kiedy tak przechodzimy, przez kolejne warstwy tego miejsca, w końcu udaje nam się spotkać ludzi odpoczywających na leżakach. Przed nami rozpościera się widok na łagodne góry, które przeplatają się tu zboczami, tworząc „Beskid Wyspowy”, charakterem przypominający małą Toskanię.
Pytamy jak dojść do mniejszego namiotu i okazuje się, że to droga w górę zbocza, która zajmuje ok. 10 minut wspinaczki. Wtedy wykonujemy na szybko pamiętne zdjęcia przed tarasem i staramy się zdążyć na moją pierwszą medytację, co po małych nawoływaniach siostry (wyspinałam się za wysoko!) w końcu się udaje.
Wieczorem festiwal nabiera barw i już z daleka słyszymy muzykę. Światełka porozwieszane po całym terenie teraz uwydatniają czar „Wyspowej Doliny” i w pełnym składzie, wiedzione jakimś wewnętrznym przyciąganiem, od razu kierujemy się do ekipy przy ognisku. To tam spędzamy wszystkie nasze noce, razem ze wspaniałymi nowo poznanymi miłośnikami gitary i śpiewu. Tam też, praktycznie co noc dostajemy burę, za zbyt głośne zachowanie, ale cóż poradzić, kiedy bawimy się tak wspaniale z naszym naczelnym grajkiem – wodzirejem Łukaszem, który do tego pięknie śpiewa.
Nie wiem, czy po tym wstępie trzeba coś dodawać. Coś typu, że festiwal przepływał na wyjątkowych głębokich spotkaniach z innymi ludźmi, długich medytacjach i rozmowach o ajurwedzie.
Że, przyglądaliśmy się uważnie oczom drugiego człowieka, rozmawialiśmy o duchowych książkach, które można było nabyć w salonie.
Albo o tym, że większość uczestników ćwiczyła jogę, przeżywała razem ceremonie herbaty, czy kakao, słuchała bardzo sensualnych koncertów na gongi, dzwonki i hand drumy.
Tak było, a jakże!
Jedni latali na ACRO jodze, inni tańczyli na warsztatach tańca intuicyjnego, albo po prostu oddawali się słodkiemu lenistwu i każdy z przybyłych mógł znaleźć tu coś dla siebie.
Mogłabym długo pisać o tych momentach, kiedy wychodziłam z sali pełnej rozmów o świadomości i czułam, jak nowa energia unosi się w powietrzu, tak że można było poczuć jej gęstość. Czy o ceremoniach herbaty Artema, który potrafił przenieść na chwilę całą grupę w inny głębszy wymiar odbierania świata. O tym, jak pięknie przygotowane były koncerty pod namiotem, przez napalone świece, kadzidła, misy i kolorowe chusty. O otwartości ludzi, którzy tak jak my wybrali to wspólne doświadczanie siebie na festiwalu jogi.
Cieszyłam się jak małe dziecko, że mogłam swobodnie rozmawiać o szerszym ujęciu duchowości, o wychodzeniu z iluzji, o rolach zbiorowej świadomości. Pięknie było prowadzić medytacje, nawiązywać później do nich i opowiadać o moich doświadczeniach dalekiej podróży w głąb siebie.
Wspaniale było jeść przygotowane przez innych wegetariańskie posiłki, układać wspólne melodie na trawie, zasiadać w salonie na wygodnej sofie z gorącą kawą w ręku. Z ciszą i zachwytem obserwować dalekie horyzonty za oknem…
Dziękuję wszystkim uczestnikom, bo każdy z nas współtworzył to wydarzenie, dzięki prostej obecności. Jestem wdzięczna za udostępnienie tej pięknej przestrzeni na nasze potrzeby i dziękuję Marcie Czarneckiej, głównej organizatorce, że tak pięknie nas zaaranżowała.
Można by było tak żyć codziennie, może kiedyś i to się zrealizuje.
Tymczasem zapraszam na obejrzenie zdjęć!
Takości i wspaniałości kochani!
P.s. Jeśli chcecie być blisko kolejnych wydarzeń Marty Czarneckiej, głównej organizatorki polecam obserwować jej instagram @HanaYogaoswiecim lub fb https://www.facebook.com/HanaYogaOswiecim to również dzięki niej możecie podejrzeć festiwalowe impresje fotograficzne z moich medytacji, które w dużej części pochodzą z jej ręki.
Zachęcam też do odwiedzenia profilu mojej siostry, na którym opowiada o AJURWEDZIE – starożytnej filozofii zdrowia https://www.facebook.com/dyplomowanapasjonatakaajurwedy
oraz https://www.instagram.com/dyplomowanapasjonatkaajurwedy/