Podróżuję po Europie od małego z rodzicami i Szwajcaria nigdy nie była na liście moich krajów, które chciałabym zobaczyć – do czasu! Wydaje mi się, że do pewnych kierunków musimy wewnętrznie dojrzeć, tak było ze mną i Szwajcarią. 


Kiedy już nastąpiło we mnie to przebudzenie, że gdzieś tam w środku Europy za górami, ukryte jest nienaruszone piękno natury, które jeszcze nie zostało zniszczone przez ludzi, niebieskie krystaliczne górskie jeziora, okolone soczystą zieloną trawą, pomyślałam – Jadę! 


Wcześniej odwiedziłam kawałek Szwajcarii, przy niemieckiej granicy – czyli urocze miasto Bazylea, lecz tym razem, podróż miała być dużo bardziej wielowymiarowa i wielomiastowa. 

BAZYLEA – Bazyl


Jak dojechać do Szwajcarii? 

Do Bazylei latają samoloty Ryanair, które są stosunkowo tanie – ja zapłaciłam 300zł za bilet w jedną stronę, ale po sezonie zdarzają się dużo tańsze połączenia, wystarczy poszperać na www.skyscanner.pl Można też przylecieć do innych większych miast – Zurych – Genewa – Berno – wiadomo, że cena wzrasta wraz z wielkością miasta. Zrymowało się! 😄 Jest też w Zurychu możliwość przejazdu autobusem do Polski – ale w sumie nie polecam. – Opowiem i o tym w kolejnych wpisach.  
Ja, w każdym razie zaczęłam swoją podróż po raz kolejny od Bazylei. 

Samolot z Warszawy do Szwajcarii
Na samolot w Warszawie przyszłam spóźniona, na szczęście okazało się, że samolot też miał opóźnienie. Przez chwilę gdy patrzyłam na tablicę odlotów, gdzie wiadomość pokazywała, że samolot odleciał 40 minut temu, to podniosło mi się ciśnienie. 😄 Szczególnie, że już miałam zarezerwowane noclegi w fajnych miejscach i poumawiane spotkania na kocu z pięknymi Szwajcarskimi ludźmi.  
No ale ufałam światu, że skoro mnie tu przyprowadził po czasie, bardzo roztargnioną i nie specjalnie spieszącą się, to musiał być ku temu jakiś powód! (W końcu prowadzę dziennik optymisty ; ) 
Okazało się że mój samolot ma godzinne opóźnienie i w sam raz zdążyłam w ostatnim momencie przejść przez bramki. 


Czekając na autobus zawożący pasażerów pod pas startowy, wśród grupy wesołych Mam z dziećmi usłyszałam jak najmniejsi narzekają na opóźnienie. Hej – powiedziałam – gdyby nie to, nie było by mnie na pokładzie! Także ja jestem bardzo wdzięczna!  Później dzieci opowiedziały mi, jak wygląda lotnisko w Bazylei i że łatwo się pomylić, ponieważ Bazylea to miasto trzech Państw – Szwajcarii, Niemiec i Francji. Wychodząc z lotniska dobrze jest nie pomylić  bramek i wyjść na odpowiednią stronę – Szwajcarską z połączeniami do centrum miasta 😄


W samym samolocie dowiedziałam się jeszcze więcej, ponieważ usiadłam koło bardzo sympatycznego młodego człowieka, który okazał się być Polakiem pracującym jako psychiatra właśnie w Bazylei. Opowiedział mi nieco o malowniczej lokalizacji miasta przy rzecze Ren, parkach, muzeach, sztuce i ulokowanym tam najstarszym uniwersytecie Szwajcarii, w którym wykładali niegdyś sławni Friedrich Nietzsche czy Carl Gustav Jung. W każdym razie, zaczęło się jak u Hiczkoka – spóźniony samolot, później jednak wylot i piękna, szczera otwarta rozmowa przez całe dwie godziny lotu.

I już moi mili mógłby o tym powstać film. 🙂 


Komunikacja w Szwajcarii – Swiss Travel Pass
Z lotniska odebrała mnie koleżanka i wtedy dopiero się zaczęło! 
Do mojego pierwszego noclegu podróżowałyśmy razem tramwajami i autobusami, które kosztują tutaj nie mało! Za jednorazowy bilet do centrum z lotniska, zapłaciłam ok. 30zł. 


I tutaj dygresja dla wszystkich, którzy chcą pobyć tu więcej niż trzy dni – po pierwsze, zamiast płacić ogromne rachunki za bilety komunikacji miejskiej, może lepiej wykupić sobie Swiss Travel Pass  – co daje ci możliwość podróżowania  pociągami, autobusami, czy łódkami po całej Szwajcarii. 


Wydaje się, że cena tej usługi nie jest mała –  3 dni CHF 232 – (1083,66zł) , 6 dni CHF 359 (1676,87) – jeśli masz mniej niż 25 lat, to otrzymujesz dodatkowe 30% zniżki na wszystkie ceny. Jeśli masz dziecko do 16 roku życia, z kartą Swiss Family Card twoje dzieci podróżują z tobą bez opłat. 


Kiedy jednak zaczynasz  podróżować po Szwajcarii i wydajesz więcej za jeden pociąg do miasta nieopodal, niż zapłaciłaś za samolot do Szwajcarii, zaczynasz zauważać, jak bardzo się myliłaś. 😄Oprócz darmowych przejazdów, masz w cenie karty Swiss Pass darmowy wstęp do 500 muzeów, czy kolejek widokowych. Niektóre atrakcje są też dla ciebie dużo tańsze. Ja w każdym razie, nie zdecydowałam się na kartę podróżniczą i po dwóch dniach przeliczania w głowie ile kosztują moje bilety na pociągi i autobusy, przestałam się zagłębiać, żeby nie zwariować!   
Więcej o benefitach posiadania karty znajdziesz tu:

Swiss Travel Pass


Po drugie, jeśli jednak nie zdecydujesz się na kartę Swiss Pass, dobrze jest wiedzieć, że w każdym hotelu w którym się zatrzymujesz w Szwajcarii, bądź też w hostelu – masz do odebrania tymczasową kartę turysty i nie musisz nic płacić za autobusy i tramwaje komunikacji miejskiej, na terenie całego miasta! A to w wypadku Szwajcarii setki złotych oszczędności. Kartę można aktywować też online, żeby móc także dojechać z aktywowaną już kartą na miejsce, bez biletu. Karta obowiązuje na dzień zameldowania i wymeldowania i jeśli chcesz ją dostać wcześniej, poproś swój hotel/hostel o przesłanie aktywnego kodu na telefon, z którym będziesz mógł swobodnie podróżować, choćby z dworca na miejsce noclegu, bez dodatkowych opłat.

Noclegi w Bazylei
Mój pierwszy nocleg z airbnb zarezerwowałam jak się później okazało po stronie niemieckiej. W zielonej części Bazylei. Nie lubię zgiełku miasta i kiedy widzę na obrazku zielone spokojne miejsce gdzie mogę napić się kawy – to idę w to! Ceny noclegów w Bazylei i całej Szwajcarii są znośne, a w przypadku samotnego podróżowania, znalazłam nawet opcję wynajęcia pokoju dla jednej osoby (cena 140zł/za noc – za swój pokój w domu prywatnym) przez wyszukiwarkę airbnb. 


Mój gospodarz powiesił na drzwiach kartkę z moim imieniem, więc łatwo było odebrać swój pokój. Pierwszy raz spotkałam się z właścicielem na airbnb, który wynajmował swój dom i jednocześnie mieszkał z najemcami. Na ścianach jego domu wszędzie pozawieszane były najróżniejsze pamiątki z podróży, więc widać było spore podróżnicze doświadczenie gospodarza. 


Zamieniliśmy ze sobą tylko parę zdań, ale Pan był przemiły i totalnie wyrozumiały. Kiedy w końcu wstałam, żeby napić się kawy, zostawił mnie samą w domu w jego ogrodzie i powiedział, że on w tym czasie udaje się do kościoła i żebym zamknęła za sobą jak będę wychodzić, a klucze miałam zostawić w umówionym miejscu. 


Pomyślałam sobie, że trzeba mieć niesamowite zaufanie do ludzi, żeby tak żyć, a może to właśnie ludzie w tych rejonach są zupełnie inni niż w Polsce i dlatego tak żyją? 
W tajemniczym ogrodzie mojego gospodarza, w otoczeniu najróżniejszych okazów zieleni, delektowałam się spokojną kawą, patrząc na wygłupiające się na przeciwko mnie dwie wiewiórki i było mi naprawdę bardzo przyjemnie tak rozpocząć swój dzień! 


Miasto Bazylea
Wieczór w mieście spędziłam w przemiłym towarzystwie Vanessy, Marca, Ruth oraz reszty wspaniałych Shaumbra z którymi Marc wcześniej nas umówił. 


Najpierw mieliśmy spotkać się ze sobą w parku, przy Rzece, jednak przez opóźnienie samolotu w końcu spotkaliśmy się w małym uroczym ogrodzie Ruth, której wcześniej nie znałam. 
Usiedliśmy w czwórkę przy stole, w jej kamiennym ogrodzie i razem, bardzo uroczyście piliśmy jakiegoś niezwykłego szampana, którego Marc otworzył specjalnie na tę okazję. Podzieliłam się słodyczami z Polski i mogliśmy w końcu swobodnie porozmawiać i lepiej się poznać – wszak wszystkich, na żywo widziałam po raz pierwszy!


Ruth pokazała nam swoją sztukę kamienną, czyli małe kuliste rzeźby tworzone z otoczaków, które zdobiły jej wnętrze i ogród. Wielkie piękno! Okazało się, że Ruth to wprawiona podróżniczka, która  przez lata zwiedziła prawie cały świat, mieszkając w różnych lokalizacjach świata. Podzieliła się ze mną nieprawdopodobnymi historiami swojego życia. Cudownie było mi w jej towarzystwie. 
Marc to wyjątkowy mężczyzna. Poznałam go wcześniej on-line, podczas wspólnego tworzenia międzynarodowej grupy Merlinów i od razu pokochałam. Jego szwajcarska energia, godność, która od niego płynie, a jednocześnie wielki spokój i ten tryb prawdziwego dżentelmena, który ma w sobie, to naprawdę unikalne cechy, które bardzo wzbudziły we mnie ogromny szacunek. 

I kochana Vanessa, z którą od razu, bez większych ceregieli, przeszłyśmy do opowieści o swoim życiu miłosnym, o swojej ciemności i światłu, które wszystko zmienia. Kochana dusza, piękna i zaradna kobieta, która z daleka emanowała swoją pełnią! 


Ten skład przy stole, wywoływał we mnie jakieś głęboko zakorzenione uczucia i przez chwilę trzęsły mi się ręce z wrażenia, kiedy mogliśmy napić się ze sobą różowego szampana. Popatrzeć sobie w oczy. Usłyszeć swój głos. To było jak spotkanie po latach! 


Kolacja na szczycie świata  z Tobiaszem w tle

Na kolację wybraliśmy się do starej fabryki. Wejście nie wyglądało jak restauracja i po przejściu przez bramę, weszłyśmy z Vanessą do starej dużej fabrycznej windy, która bardzo powoli wiozła nas ku górze. Nigdzie nie było oznaczeń, na którym  piętrze mamy się zatrzymać, więc było to bardzo ciekawe doświadczenie. Czułyśmy się przez chwilę jak w jakimś filmie grozy, bo stara, popisana w środku widna, do tego wolno jadąca, miała w sobie taki element wyprawy poza to co znane… W końcu jednak w słabo oznakowanym budynku, udało nam się znaleźć restaurację i bijące od niej kontrastujące z windą ciepło. 


Nasza międzynarodowa siedmioosobowa drużyna, miała miejsce na uroczym tarasie, zlokalizowanym na dachu starej fabryki. Później, wieczorem mieliśmy okazję obejrzeć z dachu niesamowity zachód słońca, tonący za miejskimi kominami. Wyśmienita wielodaniowa kolacja podana po królewsku, piękne wesołe towarzystwo, nasz wyjątkowy kelner – Tobiasz, którego obecność była dla nas wszystkich nadzwyczaj szczególna, wspaniałe wino i widoki. To wszystko było prawdziwie wyjątkowe. 
Po kolacji, niesieni energią miłości i jakiejś niesamowitej łagodności, miękkości,  udaliśmy się razem na spacer wzdłuż szerokiej rzeki Ren. Wszystko w tym dniu było naprawdę doskonałe. Ten spacer i coraz więcej napływających Szwajcarskich energii, bardzo mi zapadł w pamięci. 


Czułam się jak na początku jakiejś bajki Disneya, z zaznaczonymi konturami zamków w oddali, za którymi strzelają światła sztucznych ogni, które (trzeba to dodać) istniały tylko w mojej głowie. Noc była ciepła i głośna od rozmów. Wiele ludzi wyszło tego dnia z domu, żeby nad brzegiem Renu celebrować swoje życie, zupełnie tak jak my. 


Szliśmy wzdłuż starych kamiennych zabudowań, zagarniętych przez roślinność, mijaliśmy dzikie kwiaty, rosnące wąskim pasem przy brzegu rzeki, mijaliśmy w zadumie kolejne latarnie i mosty Bazylei. Jednym zdaniem – było szalenie malowniczo!


Muzea i kultura Bazylei
Następnego dnia, po wspólnej kawie z cudowną Christine, która przyjechała na spotkanie z francuskiej części, poszliśmy razem z Markiem i Ruth do muzeum sztuki i okazało się, że szwajcarzy mają tam wszystko co najlepsze. W niewielkim muzeum na ścianach wisiały dzieła Moneta, Picassa, Vincenta van Gogha, Salvadora Dali i innych największych malarzy wszech czasów, także po krótkiej wizycie kręciło mi się w głowie. 


Na szczęście Szwajcaria oprócz świetnie zachowanej kultury, ma też niesamowitą dbałość o naturę – i wg. mnie to jest ich nieoceniony skarb. 


Nie tam żadne tony złota, zamknięte w szwajcarskich bankach, ale to, że razem z tym dobrobytem, które zbudowali, istnieje niesamowita dbałość o przestrzeń, która roztacza się w okół ciebie. 
Kolory budynków są jasne, wszystkie w podobnych odcieniach, ulice są zadbane, chodniki równiutkie, nie ma łatanych dziur na osiedlach, ani starych zniszczonych kamienic. (Przynajmniej w tej nowej części miasta 🙂


Jest za to piękna rzeka Ren ciągnąca się przez całe miasto, która w niektórych miejscach mieni się turkusem. Rzeka tak czysta, że mieszkańcy upodobali sobie skakanie do niej i płynięcie z prądem rzeki. Niektórzy mieszkańcy, wybierając się w miasto, zabierają ze sobą wodoodporny gruby worek, do którego później mogą wrzucić wszystkie swoje rzeczy, by samemu wskoczyć do rzeki i płynąć z jej prądem na drugi koniec miasta. Czy takie podróżowanie nie wydaje Wam się jak z bajki? 
W okół Renu rozciągają się kilometrami łąki obsiane dzikimi kwiatami, a w okół miasta możesz znaleźć wiele małych zielonych zagajników, w których mieszkańcy grillują wesoło przy rzecze, siedząc na trawie, ciesząc się życiem.


To właśnie zobaczyłam w Bazylei, wiele szczęścia w ludziach i godności, płynącej z miłości do tego kim są i co ze sobą reprezentują. Ta godność czasami zamyka ich na przyjezdnych, ale ja miałam to szczęście, aby trafić na niesamowitych podróżników i otwarte dusze. Pewnie dlatego te wspólne wspomnienia zostaną ze mną na długo.


Szwajcarska Kuchnia
Wiadomo, że Szwajcaria nie jest najtańsza. Szczególnie, że szwajcarzy podobnie, jak fracuzi umiłowali sobie cieszenie się z wielu posiłków, podczas jednej kolacji. Także po pierwsze – przystawka, po drugie  danie główne, po trzecie deser i do tego oczywiście dobre wino!  Także, jeśli jesteś czuły na wydawanie dużych kwot na przyjemności – nie zbliżaj się do tego Państwa. 


Podróżując po wielu Europejskich krajach, Szwajcaria wydaje mi się zdecydowanie najdroższa. 
Może uda ci się zjeść coś za 15 euro w burgerowni przy rzece, ale jeśli domówisz do tego kawę, czy deser, musisz się liczyć z rachunkiem większym niż 100/200 a czasem nawet 500zł. 


Nie zmienia to jednak faktu, że jedzenie jest na najwyższym poziomie i wszystkie posiłki, które zjadłam w Szwajcarii były niesamowicie smaczne, doskonale skomponowane i wizualnie piękne!

Oczywiście godnym polecenia jest „Raclette”, czyli stopiony szwajcarski ser, podawany z małymi gotowanymi lub pieczonymi ziemniaczkami, którym kiedyś uraczył mnie już mój młodszy brat, po powrocie ze Szwajcarskich Alp. 


Zielone obrzeża miasta
Po niesamowitej  Bazylei i siedzeniu na trawie w pięknym podmiejskim parku, a później po leżeniu przy turkusowym Renie, przyszedł czas na pociągi i podróż w kolejne rejony – ale to już w następnym wpisie 😉 – Interlaken – czyli skaliste miasto między dwoma jeziorami, do  którego dojechałam pociągiem. 
Tam to dopiero było!  Serdecznie zapraszam do kolejnej części tej opowieści o nieskończonej naturze Szwajcarskich Alp! 


Wdzięczna jestem, że mogłam doświadczyć tyle niesamowitych przygód, ludzi i smaków w Bazylei. Serdecznie polecam odwiedzenie tego, jak to mówią mieszkańcy: „cute” miasta.

Pozdrawiam serdecznie,

An

Praktyczne informacje dla podróżujących:
Waluta: CHR – frank szwajcarski
Bilety:

Przejazd lotnisko – centrum miasta – jednorazowy bilet autobusowy 6,10 CHF – ok. 30zł (20 min)

Bilet jednorazowy w mieście 4 CHR, albo 4,5… – ok 18,70zł
Internet z Polski bardzo drogi!  W jedno popołudnie osiągnęłam limit na 250zł za internet i mój usługodawca automatycznie mi go wyłączył, na szczęście! Nie wiedziałam, że Szwajcaria nie jest częścią Uni Europejskiej i obowiązuje tu inna taryfa. Także zdecydowanie po przylocie warto wykupić sobie kartę z internetem lub włączać go tylko na Wi-fi w hotelach, restauracjach i kawiarniach. Aby podłączyć się do internetu na dworcu PKP, trzeba mieć zarejestrowany szwajcarski numer telefonu lub numer karty Swiss Pass. 
Język: Niemiecki jest najczęściej używanym językiem w Szwajcarii. W 19 z 26 kantonów obowiązuje język niemiecki (szwajcarski). W języku francuskim mówi się w zachodniej części kraju, w „Szwajcarii Romańskiej.” Cztery kantony są francuskojęzyczne: Genewa, Jura, Neuchâtel i Vaud. Ale po angielsku mówią prawie wszyscy napotkani przeze mnie ludzie, tak samo w restauracjach i kawiarniach. 
Przykładowe ceny:

Woda na stacji benzynowej – 2,30 CHF ok. 11zł

Pociąg Bazylea – Interlaken – 64-70 EURO (300-330zł) za 2 klasę, 111 EURO za 1 klasę (521 zł)

Pociąg jedzie 2h.

Kawa czarna 6-7 CHF ok. 30-32zł

Chleb biały 320 g = 4,70 CHF ok. 21,70 zł

Bułka 0,40 CHF ok. 1,80 zł

Wino białe 750 ml = 14,50 CHF ok. 67 zł

Papierosy 9 – 10 CHF ok. 42 – 46 zł

W restauracji:

Zupa pomidorowa 9,50 CHF ok. 44 zł

Pieczone ziemniaki z warzywami 10 CHF ok. 47zł

Spaghetti Bolognese 21,50 CHF ok. 99 zł