Wybrałam się na zimową wycieczkę nad jezioro Como we Włoszech. Aby dotrzeć do miejsca noclegowego, musiałam lecieć samolotem, potem jechać pociągiem, następnie autobusem na sam szczyty gór, a na końcu drałować na nogach do małego górskiego domku. Ten widok z okna autobusu, udowodnił mi w jednej sekundzie, że było warto się trochę zmęczyć.

Jezioro Como Zimą

Jezioro Como to najgłębsze jezioro Alp, usytuowane jest na północy Włoch, a połączenie tak spektakularnych gór i wody, osławiło je na cały świat. Kształtem przypomina (jak mawiają Włosi) nogawki spodni, jest trzecim co do wielkości Włoskim jeziorem, ale mówi się że najpiękniejszym.

Potwierdza to liczba gwiazd Hollywood, która zkupiła tu swoje posiadłości – Goerge Clooney, Brad Pitt, Sylvester Stallone czy Madonna.

Jezioro Como, północne Włochy

Opowiem Wam jak podróżować po Como bez samochodu.

Niesamowite wrażenie robią małe miasteczka usytuowane przy lini brzegowej. I jak wynika z nagłówka, wcale nie trzeba mieć samochodu, żeby do nich dojechać.

Aby dostać się do Włoch wykorzystałam tanie linie lotnicze Rayaner, które zawiodły mnie pod Mediolan za niesłychanie niską kwotę, bo było to tylko 35 zł w jedną stronę. Na lotnisku w Mediolan – Bergano, autobus za niałe 3 euro podrzuca cię do centrum miasta, gdzie od razu można przesiąść się na pociąg jadący bezpośrednio do jeziora i dalej wzdłuż lini brzegowej, tak daleko jak sobie życzysz.

Nocleg i bilety na samolot zakupiłam miesiąc wcześniej, wtedy ceny sa naprawdę niskie. Jeśli chodzi o mój domek w górach, to idealny znalazłam przez Airbnb – portal w którym ludzie z całego świata udostępniają ci swoje mieszkania i domy, rózwnież w miejscach, gdzie nie sposób znaleźć hotelu. To wspaniała okazja do zanużenia się w kulturę danego kraju i w zwyczaje jego mieszkańców, więc często korzystam z tego portalu. (Jeśli chcecie zacząć podróżować tak jak ja, wejdźcie przez ten link i zyskajcie 100 zł na swój pierwszy nocleg – https://www.airbnb.pl/c/annaw14997?currency=PLN – Wszystkie domy i osoby są zweryfikowane przez urzytkowników, a portal jest bezpieczny w użytkowaniu, korzysta z niego ogrom moich znajomych z całego świata)


Lecco

Pociąg z Bergamo do Bellano kosztaował nas 5,50 euro za osobę, odległość to 48km. Po drodze mijaliśmy piękne małe przyjeziorne miasteczka takie jak Lecco, Lierna, Varenna! W Lecco można się przesiąść na pociąg prowadzący do miasteczka Como, króre jest najliczniej odwiedzane przez turystów, lub tak jak my jechać dalej wzdłuż prawej nogawki. My w Lecco mieliśmy godzinną przerwę w oczekiwaniu na pociąg, więc udaliśmy się oczywiście nad jezioro ( niecałe 10 minut drogi ze stacji).

Lecco zachwyca szczególnie nocą, to wtedy wsyscy mieszkańcy i przyjezdni wychodzą tłumnie na brukowane uliczki, latarnie odbijają światła w wodzie, a nad zboczem góry wynurza się pięknie oświetlona dzwonnica. Nie sposób było oddać tego na zdjęciach.

Varenna

Kolejnym niesamowitym miejscem jest romantyczna Varenna, swoimi uliczkami i mostkami przypomniała mi trochę Wenecję. Oczywiście jest to malutka miejscowość, ale prawdziwie urocza. Weszliśmy do jednej z kawiarni i dostaliśmy po królewsku podane domowe lody, grzane wino z pomarańczą, capuccino i croissanta posmarowanego z góry czekoladą. Tam też, spotkaliśmy bardzo miłych polaków mieszkających w Szwajcarii i naszymi polskimi opowiadaniami wypełniliśmy cały lokal.

Bellano

Miejscem docelowym do którego chcieliśmy się dostać było Bellano i z stamtąd autobusem wyjechaliśmy na samą górę.

Autobusy miejskie jeżdżą po krętych drogach mniej więcej co godzinę. Bilet dla osoby dorosłej to 1,80 euro, warto go kupić w kiosku, bo kupowany w autobusie kosztuje już 3 euro. Kiedy wyjechaliśmy na szczyt naszym oczom ukazał się zachód słońca, w wysokich górach pozamieniał cały świat w wielobarwne mozaiki i zanim dotarliśmy do domku, chłonęliśmy piękno, jak w najlepszej i najdroższej galerii sztuki.

Na koniec, kiedy już byliśmy pięć minut drogi od naszego domku, z pomocą przyszła nam mapa google. Okazało się, że obok nas, znajduje się dom, w którym właściciele sprzedają ręcznie robione włoskie sery. Dom niczym się nie wyróżniał, nie było żadnej informacji. Przez chwilę wahaliśmy się, zapukać czy nie. (Warto dodać, że robiło się ciemno). Wtedy z naprzeciwka pojawiło się dwój młodych mężczyzn z narzędziami, którzy szli w naszą stronę. Zapytałam po angielsku, czy można tu kupić ser. Panowie choć poczciwi, nic nie rozumieli. Wtedy wydukałam „fromage” i „store” i otworzyli nam bramy do ich tajemniczego domu. W środku panował chaos, wszystkie rzeczy z pomieszczenia były porozrzucane w nieładzie. Jak się okazało właściciel był w trakcie budowania restauracji i wszędzie był remont. Na końcu pomieszczenia stała przeszklona lodówka, na blacie której widniały sery. Po chwili dołączyła do nas młoda dziewczyna, która mówiła po angielsku. Kupiliśmy dwa rodzaje serów (6 euro za kg.), ale dręczyła mnie myśl, że idealnie było by mieć do nich wino. Niestety nie sprzedawali. Niestrudzona zapytałam, czy nie odsprzedali by nam jakiegoś prywatnego wina, bo nie znaleźliśmy w okolicy żadnego otwartego sklepu. Śmiali się z nas, ale udało nam się kupić od nich dorodne Inferno z 2015 roku (10 euro) i całkiem niezłe Prosecco (3 euro). Tak wyposażeni odnaleźliśmy swój górski domek, zapaliliśmy w kominku i na spokojnie delektowaliśmy się najlepszymi włoskimi smakami – śmierdzącym serem i wiekowym winem.