BEZPIECZNA PRZESTRZEŃ

Nie wiem, czy ktoś bardziej niż ja doceniał w swoim życiu bezpieczną przestrzeń. Od najmłodszych lat żyłam w wymyślonym świecie, świecie swojej wyobraźni. Kiedy inne dzieci bawiły się ze sobą na placu zabaw, ja odłączałam się i tworzyłam w głowie bezpieczną przestrzeń, zupełnie inny świat, w którym trwałam prawie tyle samo czasu, co w realnym świecie.

Kiedy w podstawówce przeprowadziliśmy się z rodziną do nowego domu, szybko wyniosłam się na strych. Posprzątałam wszystkie graty, które tam wtedy mieszkały i stworzyłam swoją pierwszą realną bezpieczną przestrzeń. Żeby się do mnie dostać, rodzina musiała pokonać wiele schodów, więc rzadko kiedy ktoś się tam pojawiał. W bramie do strychu, na klatce schodowej rozrysowałam ogromne malunki, które wyrażały mnie. Na głównej ścianie przy wejściu narysowałam roślinę wzrastającą wysoko z okiem zamiast kwiatostanu. Pod rysunkiem napisałam: „Spójrz na świat z innego punktu widzenia.”

W tym pokoju odkrywałam duchowość, skrywałam tam pierwsze książki wróżebne, rozmawiałam z Bogiem i Aniołami. Doświadczałam pierwszej miłości, rozwijałam przyjaźnie.

Żyłam tak kilka lat, ale nawet bezpieczna przestrzeń w domu rodzinnym stała się dla mojej duszy w pewnym momencie za mała. Nie mogłam się odnaleźć w byciu posłuszną córką. Rodzice i tak dawali mi dużo wolności, ale ja potrzebowałam więcej. Kiedy skończyłam 15 lat, wyniosłam się do Krakowa, 60 km od Oświęcimia – mojego rodzinnego miasta. Wtedy jeszcze nieświadomie zaczęłam rozwiązywać swoje więzy rodzinne. Zamieszkałam w Bursie dla dziewczyn i wracałam do domu tylko na weekendy. To było prawdziwe mieszanie energii, na tamten moment bardzo potrzebne, żeby odbić się w moich współlokatorkach jak w lustrach. Mieszkałyśmy w piątkę w jednym pokoju, każda z nas miała silną osobowość i żadna z nas nie wtrącała się do życia innej.

Po skończeniu liceum znalazłam sobie szkołę w Warszawie, nie znając miasta, ani nie mając żadnej bliskiej mi tam osoby, pojechałam do Stolicy. Mieszkałam w mieszkaniach studenckich, to była kolejna doza wolności. Zbyt daleko od rodziny, żeby jeździć na weekendy, bez starych znajomych. Wszystko było nowe i wolne. Miałam wielki pokój w którym mogłam rozwijać swoje zainteresowania okultystyczne. Wtedy wydawało mi się to moją drogą, teraz wiem, że to były tylko schody, żeby zobaczyć że świat jest o wiele bardziej tajemniczy. Wzrastałam będąc coraz bardziej otwarta na swoje dary – intuicję, wyobraźnie, czucie energii. Poznałam szamanów, rozmawiałam z duchami, medytowałam.

Z perspektywy czasu, widzę jakie to miało ogromne znaczenie w tym życiu. Wszędzie gdzie nie poszłam, odrywałam się od więzi. Coraz dalej i coraz bardziej. Wzrastałam w samotności, co było dla mnie największym darem. Później zapragnęłam bliskości, stałości, zakochałam się i zamknęłam na kilka lat w przestrzeni męża. Nic nie przypominało starej mnie, przestałam marzyć, przestałam rozmawiać z Aniołami. W mieszkaniu męża wszystko było jego i na jego warunkach. Nawet jeśli coś przemyciłam, to było to na zasadzie kompromisu i tak naprawdę nie do końca to było moje. Utknęłam. Czułam się źle, powoli znikałam, ale wydawało mi się, że jeśli kocham kogoś, to tak trzeba. Przyjęłam setki kompromisów, weszłam całkowicie w energię męża, przestałam wychodzić z domu, spotykać się z ludźmi. To był dziwny czas zatracenia siebie. Pewnego dnia załamana i zniszczona niekończącymi się kłótniami usiadłam na kanapie i odpłynęłam w swój świat wyobraźni. Świat bezpiecznej przestrzeni z dzieciństwa. To było dla mnie takie proste, a jednocześnie tak zapomniane. Poczułam się jakbym w jednej chwili odnalazła drogę do siebie. W mojej bezpiecznej przestrzeni ciągle tam byłam. JA ISTNIAŁAM, niezależnie od okoliczności i tego kim się stałam jako żona, tam ciągle byłam nietknięta. To wszystko zmieniło.

Pamiętam jak odetchnęłam świeżym powietrzem, kiedy były już mąż pokazał mi mieszkanie do remontu w którym mogłabym mieszkać dopóki się nie poukładam po rozwodzie. Zobaczyłam obdarte ściany oświetlone słońcem. Zobaczyłam swoją nową bezpieczną przestrzeń i ona zaświeciła dla mnie tysiącem potencjałów. Nie widziałam obdartych ścian, zobaczyłam meble, łóżka, kolorowy pokój mojego syna, ale najpiękniejsza była ta świetlista droga, wiodąca prosto do siebie, do samorozwoju, do przebudzenia świadomości.

Bezpieczna przestrzeń jest bezcenna dla człowieka, który chce się otworzyć na siebie. Jest otwarciem bramy.

Jeśli chcemy poczuć prawdziwego siebie, doświadczyć mistrza, który mieszka wewnątrz nas musimy się odseparować od energii innych. Pójść do lasu, zamieszkać samemu, stworzyć od podstaw swoją bezpieczną przestrzeń, żeby tak jak w łonie matki móc wzrastać bez turbulencji. Tym razem jednak mając tylko siebie i biorąc tylko to, co jest nasze.

Kiedy stworzymy wokół siebie świat na swoich warunkach, lub znajdziemy to miejsce, gdzie czujemy się jak w domu, naturalnie zaczynamy się otwierać.
Po raz pierwszy otwieramy się na siebie w całości. Nikt nam nie przeszkadza, więc wzrastamy. Poznajemy swoje prawdziwe pasje duszy, nie te narzucone przez innych, rodzinę, współmałżonka, czy dzieci. Poznajemy siebie naprawdę, krok po kroku, od nowa.

W takiej bezpiecznej przestrzeni przychodzi do nas o wiele więcej zrozumienia, świadomości, czystych przepływów.

Kiedy jesteśmy już „duzi” w naszym byciu sobą, wychodzimy znowu do świata. On staje się dla nas łagodniejszy, bo teraz wszystko widzimy odbijając się wreszcie o samego siebie. Kiedy cokolwiek się w nas wydarzy, w każdej chwili możemy wrócić do bezpiecznej przestrzeni. Przepracować to w czystości siebie, poznając prawdziwą przyczynę i wrócić do świata innych.

Poznajemy prawdziwego siebie tak jak inni wielcy mistrzowie, którzy musieli udać się na pustynię, lub zamurować w świątyni. Z tym że nikt nam nie narzuca, gdzie nasza przestrzeń ma się przejawić. Sami ją tworzymy, samy wykańczamy. Sami układamy energie. A kiedy to wszystko się wypełni, my wypełniamy siebie energią JA ISTNIEJĘ i przychodzi moment, gdy wychodząc na świat, jesteśmy całością. Idziemy przez życie znając siebie i swoje potencjały. Przestajemy się bać i staje się magia. Nosimy swoją bezpieczną przestrzeń w sobie i już nikt nie jest w stanie nas z niej wyciągnąć.

Jeśli jeszcze nie macie bezpiecznej przestrzeni, czas ją zbudować, odnaleźć i przebywać tam, tak często jak tylko się da. Jeśli ją macie, upiększajcie ją z miłością do samego siebie, to przyspieszy wasz wzrost. Doda wam skrzydeł. Aż będziecie mogli polecieć, prosto w swoje przeznaczenie mistrza.

I tak to jest.

AN

Zdjęcie z pochodzi z instagrama zachwycającej polskiej projektantki wnętrz https://www.instagram.com/marzena.marideko/