Francuska Lazurowa Nicea

Kiedy zaczęłyśmy samochodową podróż po Francji padło takie pytanie od znajomej koleżanki z Niemiec – Dziewczyny, nie boicie się uchodźców? Kiedy wylądowaliśmy w Nicei, śmiałyśmy się w głos z tego pytania, bo w końcu, po kilku dniach podróży, wylądowałyśmy właśnie pod dachem uchodźców. Czy nie boimy się uchodźców? – Sabina, my u nich śpimy!

Jadąc lazurowym wybrzeżem Francji ciężko jest się nie zachwycić. Woda jest tu rzeczywiście jasno błękitna ten widok łagodzi zmysły. Wjeżdżając do miasta widzi się po jednej stronie pasmo ciągnącej się kamienistej białej plaży, po drugiej, szereg białych zabudowań i potężnych wieżowców, ciągnących się wysoko w górę. Liczba ludności jest szokująca. Aglomeracja ma około 1 miliona mieszkańców, co czyni Niceę piątym co do wielkości miastem Francji.

Ania – tylko ty jesteś na tyle szalona, żeby prowadzić samochód w Nicei. – usłyszałam od moich dziewczyn i rzeczywiście, kierowcy tam są nieco lekkomyślni- co drugi samochód w Nicei jest wgnieciony, obdarty, porysowany, albo ma złamane lusterko. Drogi w ścisłym centrum są bardzo wąskie i przedzielone wysokim krawężnikiem, samochody jeżdżą pod prąd, zdarza się, że przejeżdżają na czerwonym. Jednym słowem – chaos.

Mieszkanie u uchodźców

Nicea to był nasz ostatni przystanek we Francji, chciałyśmy mieszkać gdzieś w ścisłym centrum, a na dodatek, dzień wcześniej okazało się, że nasza Wiki coś źle zabookowała i trzeba było ogarniać nocleg w biegu. Niewiele mieszkań na airbnb ma opcję wynajęcia zaraz po zabookowaniu, więc wybrałyśmy jedyne dostępne małe mieszkanie niedaleko centrum, co dziwne w dość niskiej cenie i nie zajęte. Kiedy dojechałyśmy na miejsce, to po pierwsze, nie dało się nigdzie zaparkować (za dużo samochodów), po drugie, przywitała nas kobieta w czarnej woali z kilkuletnim ciemnym chłopcem, który wyrywał się, żeby zanieść nasze bagaże na górę. Cała sytuacja trochę nas zaszokowała. Kobieta prawie w ogóle nie mówiła po angielsku, tylko trochę po francusku, a jedyne co było widać za hidżabu to ciemne brązowe oczy. Czuć było, że to poczciwi ludzie, chłopiec zachowywał się jak jedyny mężczyzna w rodzinie, napinał pierś i zabierał od nas rzeczy z entuzjazmem. Kobieta wręczyła nam ochoczo klucze od mieszkania i ręką zachęcała, żeby pójść za nią do jednej z wysokich starych kamienic, które ciągnęły się tam rzędami bez końca. Zostawiłam samochód na zakazie, żeby pójść na górę i zobaczyć, czy to mieszkanie w ogóle nadaje się do spania. Idąc po stromych schodach na górę, zastanawiałyśmy się głośno, czy nie lepiej może zwyczajnie jechać do jakiegoś hotelu bez względu na już naliczone opłaty. Weszłyśmy na korytarz i zobaczyłyśmy drzwi przy drzwiach, oddalone od siebie mniej więcej o jeden metr. Ktoś przechodził obok nas, ktoś wyglądał zza drzwi, szłyśmy uważnie dalej, aż w końcu chłopiec wciągnął naszą walizkę do jednego z mieszkań.

Mieszkanie miało 15 metrów kwadratowych – wszystko mieściło się w jednym małym pokoju z dużym oknem, łóżkiem piętrowym i dodatkowym łóżkiem pod oknem. Miniaturowa wąska kuchnia znajdowała się zaraz przy drzwiach wejściowych, a za nią, we wnęce, była najmniejsza łazienka z prysznicem jaką kiedykolwiek widziałam. Całość była urządzona biednie, ale schludnie, z białymi meblami kuchennymi. Kiedy weszłyśmy wszystkie cztery z bagażami, nie było już więcej miejsca na podłodze, więc stałyśmy jak wryte i zastanawiałyśmy się co teraz. Kobieta była bardzo łagodna, chłopiec prawdziwie wdzięczny, że rodzina ma turystów u siebie i widząc warunki w jakich ci ludzie mieszkają na co dzień, (głównie chodziło o przestrzeń, bo mieszkanie było czyste, a sprzęty w miarę nowe) zdecydowałyśmy się zostać. W końcu to była tylko jedna noc, a dla tych ludzi pewnie jedyna możliwość jakiegokolwiek zarobku w tym obcym dla nich mieście. W ten sposób na jedną noc w naszym życiu, mogłyśmy się poczuć jak uchodźcy w obcym mieście. Przynajmniej częściowo.

Magia miasta Aniołów

Kiedy udało nam się w końcu zaparkować samochód na wolnym miejscu (co było nie lada wyczynem!), wyruszyłyśmy tramwajem na miasto. Nicea ma w sobie jakąś magię, czuje się to kiedy wchodzi się coraz głębiej w stare miasto po brukowanych uliczkach, ogląda podświetlone fontanny, wodne parki, szerokie ulice dla pieszych przedzielone zielenią. Gdzieś w oddali ktoś gra muzykę klasyczną, a nad miastem wznoszą się wielkie zielone góry, obsadzone podświetlanymi willami. Na pięknym szachownicowym placu Masséna na wysokich kolumnach wznosiły się świetliste postacie ułożone jakby w medytacji, każda z nich świeciła się innym kolorem. Instalacja nosi nazwę „Rozmowy w Nicei”. W starym mieście można poczuć spokój, tak jak żadnym innym dużym mieście we Francji. Mimo ogromnej ilości budynków, wieżowców, kamienic ludzie są jacyś wyciszeni, chłoną piękno.

Po obejrzeniu starego miasta, przemieszczałyśmy się powoli w stronę wybrzeża. Po drodze minęłyśmy wielką podświetlaną część straganową, gdzie handlarze w nocy sprzedawali świecące lampy, biżuterię, pamiątki, lokalne jedzenie. Promenada w Nicei ciągnie się aż 7 km i nazywana jest promenadą Anglików. Znajdziecie tam niezliczoną ilość restauracji, dyskotek, pubów, sklepów i straganów. Kiedy się ją minie i przejdzie przez ruchliwą ulicę, zaczyna się prawdziwy ewenement tego miasta – ogromne kamieniste wybrzeże pełne ludzi.

Usiadłyśmy na kocykach wśród tysięcy mieszkańców i turystów odpoczywających nocą na kamienistej plaży Nicei. W oddali światła promenady oświetlały nam morze, a my siedząc na wielkich białych kamieniach otworzyłyśmy wino, żeby uczcić nasz ostatni wspólny dzień we Francji. Morze przynosiło szum fal i wiatr, niektórzy ludzie śpiewali i grali na gitarach, więc i my zaczęłyśmy podśpiewywać nasze polskie piosenki. To siedzenie przy morzu z tysiącami ludzi pochłoniętymi pięknem rozbijających się fal było doprawdy bardzo przejmujące. Niosło jeszcze więcej spokoju i prawdziwego odpoczynku.

Całe wybrzeże ciągnące się od promenady Anglików, aż do przylądka Antibes nazwane zostało zatoką Aniołów. Według legend to właśnie Nicea miała być pierwszym miejscem zamieszkania Adama i Ewy po wygnaniu z raju. Anioły miały się zlitować nad pierwszymi ludźmi i przenieść ich łódką właśnie tu, gdzie natura i aura miejsca miała uczynić ich karę znośniejszą. Jest nawet taki dom/kamienica na starym mieście, który nosi nazwę „Dom Adama i Ewy” z płaskorzeźbami ukazującymi tą dwójkę pierwszych ludzi (uliczka rue de la Poissonnerie), datowany na 1584r.

Początki murowanej Nicei sięgają czasów wielkich starożytnych cywilizacji Greckich, a później Rzymskich. Za datę pierwszych osad uznaje się datowanie 300 lat p.n.e. Piękna Nicea przez setki lat była ważnym politycznym centrum, stąd wiele razy walczono o nią, a przez kilka wieków była nawet pod panowaniem dzisiejszych Włoch. Nic dziwnego, że każdy chciał zagarnąć dla siebie miejsce, które wg. legend uznane zostało przez Anioły za najlepsze na świecie do ludzkiej egzystencji.

I tak do dzisiaj Nicea przyciąga zarówno turystów, jak i Francuzów, Włochów, a nawet uchodźców z całego świata, by chociaż dotknąć dawnej świetności tego miejsca. By choć przez chwilę poczuć się trochę bliżej Raju…

Anna Budzowska

P.S.

Jeśli jesteście ciekawi zabytków, które można zwiedzać polecam świetne strony, gdzie opisane zostały najfajniejsze miejsca do zobaczenia w Nicei:

https://www.podrozepoeuropie.pl/nicea-zwiedzanie/

lazurowyprzewodnik https://lazurowyprzewodnik.pl/stare-miasto-nicea/